poniedziałek, 14 listopada 2016

[5] `[...] wierzyłam w to, w co chciałam wierzyć`

`[...] ona właśnie tego szukała. Szczęśliwego zakończenia. Czasem lepiej jest o wszystkim zapomnieć i żyć swoim życiem` *




Wszyscy gonimy za jakimiś marzeniami. Bardziej lub mniej błahymi. Przyziemnymi lub całkiem oderwanymi od rzeczywistości. Czasem biegniemy za nimi, nie zważając na innych. Gonimy za szczęściem, które nie zawsze uda nam się złapać.
Ja nie mam wymagań.
Nie chcę lecieć na księżyc.
Nie chcę mieć góry pieniędzy.
Nie chcę być najpiękniejsza.
Chcę spokoju.


 Spokoju, który zawsze odnajduję przy tej drugiej osobie, tak ważnej w moim życiu. Z biegiem lat przyzwyczaiłam się. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Moim marzeniem jest tylko dzielić z nim resztę moich dni. Zawsze kochać i być kochaną tak samo, jak na początku.


Po ponad roku wróciłam do tego wpisu i czytając go poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
Miłość, która miała być wieczna, okazała się być kruchym szkłem, które pod wpływem czasu roztrzaskało się na miliony małych kawałków, których nikt nigdy nie będzie w stanie pozbierać. Nikt tego już nigdy nie poskłada. Nikt tego nie uratuje. Nawet ja, choć starałam się to zrobić. Krztusząc się łzami starałam się wszystko pozbierać i posklejać, raniąc siebie samą jeszcze bardziej.
Jednak znalazł się ktoś, kto uratował mnie.
Złapał za rękę, odciągnął od szkła, żebym nie pokaleczyła sobie rąk i opatrzył rany, które już zdążyłam ponieść.
Pogodziłam się ze wszystkim. Wstałam i otrzepałam kolana, a kawałki szkła zamiotłam i wyrzuciłam. Wszystko kiedyś ma swój koniec, jednak nie uświadamiamy sobie tego tak szybko jak byśmy chcieli. Na to potrzeba czasu i kogoś, kto pomoże nam przez to przejść.
Przez te kilka lat widziałam to, co chciałam widzieć i wierzyłam w to, w co chciałam wierzyć. Tworzyłam sobie swoją własną idealną historię, tłumaczyłam wszystkie błędy i wyskoki, zaślepiona miłością. Kochałam najbardziej na świecie i byłam gotowa skoczyć w ogień dla Niego. Byłam gotowa stanąć na głowie, żeby wszystko szło jak najlepiej. Starałam się stworzyć solidne podstawy. Fundamenty, które On stopniowo kruszył z drugiej strony.
Ślepa na to, co się dzieje.
A może nie chciałam tego widzieć…?
Jednak znalazł się ktoś, kto pomógł mi otworzyć oczy i zrozumiałam, że wszystkie moje starania nic nie znaczą. Że walczę z czymś, z czym nie wygram. Że będąc cały czas w tym samym miejscu, nic nie osiągnę i choćbym poruszyła niebo i ziemię – nic to nie da.
Teraz jest inaczej. Teraz oddycham spokojnie. Teraz czuję, że jestem szczęśliwsza niż wcześniej, co jeszcze kiedyś mogło wydawać mi się nierealne. Teraz czuję, że jestem dla kogoś ważna. Przez kogoś pokochana.
Nie chcę niczego, co trudno byłoby osiągnąć.
Dalej chcę spędzić resztę swoich dni z tym kimś, kto jest przy mnie i odciąga mnie od robienia głupot. Z tym kimś, kto mnie rozumie i wspiera. Z kimś, kto mnie pokochał bez względu na moje wady. Chcę, żeby moimi zmartwieniami było jedynie to, jaką koszulę wyprasować, co zrobić na śniadanie, w co się ubrać na wspólny wieczór. Chcę wieczorem zasypiać, a rano budzić się u Jego boku. W wolny dzień czekać aż wróci z pracy…
Chcę tego wszystkiego.
I teraz wiem, że mój wybawca też tego chce.




---------------------------------------------------------
Tess Gerritsen - "Sobowtór"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz